malowanko, gierki, depresja, ADHD, brzydkie figurki

Descent

Descent – Elemental

Cześć.

Dziś dla odmiany dość świeża figurka, czyli żywiołak z Descenta. Bawiłem się z nim całkiem długo, głównie dlatego, że jest tu sporo do roboty w ramach takiej dłubaniny i nakładania kolejnych warstw. Przede wszystkim wiadomo – ogień, ale poza tym też te wszystkie przejścia między kolorami, które robiłem na zasadzie wet blendingu, czyli mieszania dwóch barw na mokro, żeby był w miarę ładny gradient.

Z figurkami z Descenta, tymi dużymi, fajne jest to, że właśnie: są duże. A jeśli duże, to i w pewnym sensie lepiej wykonane, w ogóle mimo, że to też „tylko planszówka”, a nie coś konkretnie figurkowe (tak jak WH40K), to jednak różnica jakościowa między tą tekturą i rzadką kupą, która jest np. w podstawce „Talismana”, a tym, co się fajowego dzieje w „Descencie” to jak niebo a ziemia. Oczywiście nadal kocham i wielbię „Talismana”, bo to gierka mojego dzieciństwa, kiedy nie mieliśmy w ogóle figurek, a tylko podróbkę z jednego z polskich wydawnictw, ale no jednak, gdy już próbuję być malownikiem (bo nie malarzem, powtarzam), to figsy z „Talismana” doprowadzają mnie czasem do szewskiej pasji, bo z jednej strony są fajne postacie, kreatywne, ładnie zaprojektowane, ale… odlane tak, że szkoda słów.

No ale wróćmy do żywiołaka. Jest duży i przez to maluje się go nieco sprawniej – tyle że jego wielkość wcale nie oznacza, że będzie to prosta figurka. Zdjęcia no wyszły mi jak wyszły, mogło być lepiej, ale przeżyję. Przede wszystkim główna trudność jest w sprawnym zmieszaniu przejść kolorów – tzn. z tego ciemnego dymu w jasny, tegoż w wodę no i na końcu ognia. W ogóle najfajniej to byłoby dać jakąś teksturkę citadelową, żeby imitować pianę i parę w miejscu, gdzie woda styka się z ogniem, ale niestety nie mam takiej farbki, więc cóż, jest jak jest. I tak jestem zadowolony.

Najbardziej upierdliwe było w niej oczywiście robienie ognia. O ja naiwny, gdy malowałem ogień na moich Siostrach Bitwy z WH40K… Tutaj płomienie zajmują większość figurki i naprawdę trzeba nad nimi posiedzieć. Ja robiłem to w ten sposób, że najpierw kładłem żółty (dwa rodzaje – jeden bardzo blady, drugi nieco mocniejszy), a potem szedłem „w górę” języczków płomieni ściemniając je do pomarańczowego, zaś czubki – do czerwonawego. No i jakoś to niby wyszło. Efekty możecie podziwiać poniżej.

Farbki, których użyłem:

  • Podkład: Citadel Chaos Black

Base/Layer:

  • Vallejo Black
  • Vallejo Rotten White (mieszana z czarną do różnych odcieni szarości dolnych partii)
  • Vallejo Turquoise (rozjaśniana Rotten White dla highlights i głębi wody)
  • Citadel Dark Reaper (dolna partia wody – zmieszana z Vallejo Turquoise)
  • Citadel Rhinox Hide (łapki i paszcza)
  • Vallejo Pale Yellow
  • Vallejo Moon Yellow
  • Citadel Khorne Red (w różnych proporcjach mieszana z żółtym)
  • Citadel Leather Brown (zmieszana z Khorne Red, inny pomarańczowy)

Washe:

  • Citadel Nuln Oil
  • Citadel Agrax Earthshade
  • Citadel Carroburg Crimson
  • mocno rozcieńczony pomarańczowy albo Contrast Gryph-Hound Orange 😉

Podstawka:

trawka letnia + tufciki + brown battleground army paintera

I tyle, dozo!

Socjalki:

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.