– Widzisz, Massimo – powiedział graf von Snoch – czasem trzeba sobie dogodzić i nie przejmować się tym, że świat ma się nieuchronnie ku zagładzie.
Massimo nastawiał właśnie piekarnik, gdy graf von Snoch postanowił pojawić się wreszcie na śniadaniu.
– Na przykład dzisiaj zamierzam nieco popracować, potem czytać Wittgensteina, zagrać w coś, ale najpierw potrzebuję porządnego śniadania.
– Grafie – zachichotał Massimo – śniadanie to się je rano. Teraz to się na śniadanie schodzi, bo już po czternastej.
– Żebym miał jeszcze z czego schodzić… – westchnął graf. – No nic, najważniejsze to kawa, kupiłeś mleko?
– Kupiłem, a jakże. Jest jeszcze to roślinne, ale bądźmy poważni, do takiej porządnej francuskiej cafe au lait nie da się wlać byle wodnistej brei z jakiegoś zielska.
– Całkowita racja – graf przysiadł na stołeczku i przyglądał się, jak Massimo szykuje patelnię. – Co to będzie?
– Croque madame, grafie. Taki croque monsieur, tyle że z kapeluszem starej baby.
– Kapeluszem?
– Taka jest anegdotka. Francuzi wymyślili tę kanapkę jakoś na początku XX wieku i trochę jest jak polski bigos albo rosyjska solianka, znaczy – uśmiechnął się pod nosem – każdy wie najlepiej jak ją zrobić. Ale można by podzielić ją na podstawę, czyli croque monsieur oraz ewolucję, czyli właśnie madame. Jajko sadzone, które na niej pod koniec położymy, przypomina nieco damski kapelusz, wiesz, grafie, taki jak…
– Oj wiem – graf przewrócił oczyma.
– W każdym razie – Massimo przemył dłonie, otrzepał, wytarł w fartuch i stanął nad patelnią – najlepiej zacząć od tego, że się smaruje dwie duże kromki chleba, moim zdaniem to najlepiej żytniego, pszenny za lekki, no, smaruje się więc odrobiną masła, a potem przypieka je tymi posmarowanymi stronami na patelni albo płycie grillowej. W tym czasie dobrze jest na szybko zrobić beszamel, czyli roztopić odrobinę masła, sypnąć na oko mąką…
– Na oko to chłop umarł – mruknął graf von Snoch.
– Na oko to potrafi każdy porządny kucharz – odparł z sarkastycznym uśmiechem Massimo – i jak wsypiemy, to przemieszać, zrobić zasmażkę, zalać mlekiem…
– Na oko…
– Na oko – Włoch kiwnął głową – a potem mieszać cały czas, aż sos zgęstnieje. I trzepaczką, chociaż jak kto porządny kucharz to i widelcem rozbełta, a nawet byle czym innym. A! I gałki muszkatołowej, i pieprzu dać jeszcze, zwłaszcza tej pierwszej, ale nie za dużo, bo nam smak popsuje. Beszamel to niby strasznie prosty sos, a jednocześnie tak łatwo tu wiele…
– Spierdolić – rzucił szybko graf.
– No wiesz, grafie, tobie to nie wypada – żachnął się Massimo – zepsuć. Trzeba mieszać, aż sos zgęstnieje i będzie gładki. Możemy go odłożyć, bo nawet jak się zetnie to nie ma znaczenia. O, chleb już przypieczony.
Zatarł ręce i zdjął dwie wielkie pajdy z patelni. Położył je na talerzu niezgrillowaną stroną do góry i posmarował lekko musztardą Dijon, a potem położył na jednej stronie dwa plastry mocno pomarańczowego sera Mimolette, które posypał szczypiorkiem, a potem górką startego sera Gruyere.
– To musi być gruyere – mruknął na poły do siebie – bo niby można wrzucić tu i Edam Rycki, ale to tak jakby na kurwy iść do…
– Massimo!
– No dobrze, nieważne. W każdym razie, grafie, co gruyere to gruyere, no i koniecznie musztarda, najlepiej Dijon, bo to ma być gourmet, a nie burdel.
– Massimo!
Włoch zamachał rękami.
– O, się narobiło. Musztarda, Mimolette i Gruyere, a potem przykryć drugą kromką. Niby się daje szynkę, ale widzę, że pan ostatnio – zezował na ćmiącego papierosa grafa – znowu się trochę obraża na mięso. Ale ja i tak dam, przynajmniej dla siebie – no, to musi być też porządna szynka, ładnie uwędzona…
– Albo zwędzona?
– Nie, wystarczy uwędzić, kraść nie będziemy, nie uchodzi. No, składamy, smarujemy u góry beszamelem, równo, dokładnie, sypiemy górę gruyere, a potem do piekarnika tak na kwadrans. A jak się będzie piekło, to można w międzyczasie posadzić jajko…
Graf parsknął.
– I to niby ja jestem wulgarny. Posadzić jajko – powtórzył z naciskiem – a potem, jak się podpiecze kanapka, ser stopi, kładziemy jajko na górze i gotowe. Do tego proponuję – Massimo zamachał rękoma – prostą sałatę z winegretem, ops, przepraszam – vinaigrette, i tu nie ma co kombinować: ot, bierzemy trzy części oleju na jedną część octu winnego, do tego kapkę musztardy, mieszamy mocno aż nam emulguje, dodajemy pieprzu, soli, odrobinkę pietruszki i polewamy nasze sałaty. A, no i zaraz dam sagan kawy z mlekiem, już kawiarkę nastawiłem. Już wszystko będzie, gasić mi tu tego papierosa.